|
Bastet |
Wysłany: Czw 14:40, 18 Maj 2006 Temat postu: Narvin, czyli pewne opowiadanie |
|
Miałam nie publikować, ale zaryzykuję
NARVIN
Rozdział pierwszy
Narvin obudził się po zimnej nocy. Słońce niepewnie wyglądało zza szarych chmur. Chłopiec powoli wygramolił się spod stołu. Musiał już iść. Niedługo otworzą karczmę i go zauważą. Szybko wstał i bezszelestnie wskoczył na stół, pod którym spał. Okno wciąż było otwarte, więc wspiął się na parapet i wyskoczył przez nie.
Na ziemi leżały jeszcze resztki wczorajszego śniegu, ale było o wiele cieplej. Narvin założył na głowę kaptur i ruszył główną drogą. Wkrótce potem skręcił w jedną z licznych wąskich uliczek i znikł.
Chłopiec ruszył w głąb gęstego lasu. Wysokie sosny rosły tu jedna przy drugiej. Zatrzymał się przy charakterystycznie wyglądającym krzaku i wyciągnął spod niego krótki łuk. Przewiesiwszy go przez ramię, zaczął wracać. Idąc główną drogą, wypatrzył karczmę, w której spędził noc. Była otwarta. Wszedł do niej i zdjął kaptur.
Narvin nie rzucał się zbytnio w oczy; nie był wysoki, a bujna, ruda czupryna i jasnozielone, ciekawe świata oczy nadawały mu wygląd wyrośniętego dziesięciolatka. Miał przyjemne rysy twarzy i zawsze się lekko uśmiechał. Ubrany był w ciemnozielone luźne ubranie, które nie wyglądało nadzwyczajne, szczególnie, że było trochę poszarpane. Szybko wmieszał się w tłum i usiadł przy jednym ze stolików, ponownie narzucając na siebie kaptur.
Obok jego stolika siedziało kilku krasnoludów, rozprawiając o czymś.
- To był Wdor, Slithurze – powiedział jeden z nich, który miał wyjątkowo gęstą brodę.
- Nie Wdor, ja wiem, jak wygląda Wdor – sprzeciwił się inny, zapewne Slithur.
- A ja się zgadzam z Bornem – rzekł kolejny, waląc w plecy pierwszego krasnoluda.
Narvin odwrócił głowę, uśmiechając się pod kapturem. Lubił słuchać podobnych kłótni.
Na prawo siedziały dwie kobiety w grubych czarnych szalach, rozmawiające ze sobą cichym szeptem. Chłopiec nachylił ucha, próbując coś usłyszeć.
- ...i mówią, że wciąż tu jest – zakończyła jedna z pań.
- A ja w to ciągle nie mogę uwierzyć. On? A niby skąd? – zapytała druga.
- Słyszałam, że… - resztę zdania zagłuszył głośny śmiech z sąsiedniego stolika. To krasnolud Born usłyszał właśnie świetny dowcip. Kobiety rozejrzały się, a jedna z nich dostrzegła Narvina i szepnęła coś do drugiej. Ta pokiwała głową i obie wyszły z karczmy. O co im chodziło? – pomyślał trochę zdenerwowany Narvin. Nonszalanckim ruchem opuścił kaptur. Po chwili wahania znów go włożył i wyszedł za kobietami. Były kilka kroków przed nim. Będę je śledził.
***
Narvin szedł powoli, opierając się plecami o ścianę karczmy i starając się nie zgubić tych dwóch kobiet. Ciągle szeptały między sobą. To go trochę irytowało. Nie lubił, gdy ludzie szeptali. Większość z nich była oszustami. Ty sam jesteś oszustem, Narvinie, oznajmił cichy głosik w jego głowie. Nie jestem, sprzeciwił się natychmiast Narvin. No to złodziejem. Nie, zaprzeczył chłopiec. Co prawda, ukradł trochę pieniędzy w poprzednich wioskach, zanim trafił do Delrin, ale tylko i wyłącznie po to, aby przeżyć. A dokładniej po to, by kupić łuk i sztylet. Musiał je mieć, żeby polować. Wcześniej kradł jedzenie, czasem jeszcze je kupował za kradzione pieniądze. Ale co miał zrobić? Umrzeć z głodu? Od przybycia do wioski Delrin nie ukradł ani grosza. Polował na zwierzęta żyjące w pobliskich lasach. Tylko zimą włamywał do karczmy na noc, tak jak tej nocy, żeby nie zamarznąć na śniegu.
Ale nie czas na rozmyślanie, przypomniał sobie, poczym, nie myśląć, co robi, skoczył i bezszelestnie wylądował tuż za plecami dwóch na czarno ubranych kobiet. Wstrzymał oddech, czekając, aż trochę się oddalą. Odetchnął, gdy przeszły następne pół metra, a po minucie zrobił krok naprzód. Nadepnął na gałązkę. Rozległ się cichy trzask. Kobiety jak na komendę odwróciły się twarzą do rudowłosego chłopca.
- Slireto – wyszeptała jedna z ich, unosząc rękę.
Co o tym sądzicie? Jeśli wam się spodoba, napiszę drugi rozdział. |
|
|
|
|
|