Blue Jenny
PostWysłany: Nie 9:09, 23 Kwi 2006    Temat postu:

Chociaż co do Twoich eksperymentów, nie miałabym absolutnie nic przeciwko :]
Blue Jenny
PostWysłany: Nie 9:09, 23 Kwi 2006    Temat postu:

Poltergeist napisał:
uważaj, boja zaczne jeszcze eksperymentować z poezją, jak tobie tak dobrze wychodzą twoje eksperymenty z prozą!! Wink


Jako,że jestem tutaj, że tak to nieskromnie określę, wszechmogąca, mam ochotę usunięcia tego postu, Polt Embarassed
Poltergeist
PostWysłany: Sob 19:58, 22 Kwi 2006    Temat postu:

uważaj, boja zaczne jeszcze eksperymentować z poezją, jak tobie tak dobrze wychodzą twoje eksperymenty z prozą!! Wink
Blue Jenny
PostWysłany: Śro 18:37, 19 Kwi 2006    Temat postu:

Poltergeist napisał:
ogólnie jest ok. ja bym jeszcze dodała więcej dialogów i skróciał opisy, jak to Ci już przez gg powiedziałam. Smile


Polt, to tylko takie moje... eksperymenty. Sama nie jestem do nich przekonana.
Poltergeist
PostWysłany: Śro 17:58, 19 Kwi 2006    Temat postu:

ogólnie jest ok. ja bym jeszcze dodała więcej dialogów i skróciał opisy, jak to Ci już przez gg powiedziałam. Smile
Blue Jenny
PostWysłany: Śro 17:25, 19 Kwi 2006    Temat postu: Moja proza [A.R.]

Patrzyłem na chodnik przez szybę jadącego autobusu. Tylko wtedy, gdy nikt po nim nie stąpał, bo przyjemność sprawiało mi liczenie szparek między jedną a drugą, drugą a trzecią, trzecią a pięćdziesiątą siódmą… Tylko wtedy, gdy jechałem autobusem, bo tylko autobusy jeżdżą na tyle wolno, bym nadążył. Zresztą, po jakimś czasie i tak męczy mnie to liczenie i wracam wzrokiem do autobusu. Tak też było tym razem. Rozglądnąłem się dookoła i wyglądało na to, że zostałem sam na sam z kierowcą. Dziwne uczucie, mieć świadomość, że mogłoby się pozajmować wszystkie miejsca naraz. Na jednym położyć torbę, wypakować z niej wszystko a potem poukładać to na innych siedzeniach. A gdybym był młodą atrakcyjną dziewczyną, pewnie trochę bałbym się rzucić w oczy kierowcy. Bo już nawet jako mężczyzna nie jestem w stanie im zaufać.
Pamiętam jak spieszyłem się na jakieś spotkanie. Autobus podjechał na mój przystanek, wsiadłem, chciałem kupić bilet u kierowcy - jak zwykle, ale ten nie miał drobnych, żeby mi wydać resztę z dziesięciozłotówki. Kazał mi wysiąść z autobusu, powiedział, że jeśli szybko pobiegnę do kiosku po drugiej stronie ulicy i kupię tam bilet, poczeka na mnie i na pewno się nie spóźnię. Zaufałem mu. Przebiegłem przez ulicę, poprosiłem o bilet, zapłaciłem, odwróciłem się i w tym momencie autobus ruszył. Widziałem tylko opartą na oknie rękę kierowcy trzymającą do połowy wypalonego papierosa. Starając się nie rzucić pod pierwszy lepszy samochód - to uczucie pamiętam do dziś, z czego wynika, że spotkanie musiało mieć dla mnie bardzo duże znaczenie - przeszedłem przez ulicę i sprawdziłem na przystanku ile będę musiał czekać na następny kurs. Niskopodłogowy miał przyjechać dopiero po wpół do piątej , dlatego zrezygnowany wróciłem do domu. Nie cierpię kierowców.
Aż do ostatniego przystanku rozmyślałem o tym wiekopomnym wydarzeniu i próbowałem sobie przypomnieć, z kim byłem wtedy umówiony. Bezskutecznie.
Nikt już nie wsiadł do autobusu. Jak zwykle musiałem przejść prawie 600 metrów do klatki, w której mieszkam. Droga, jeśli jest przemierzana w samotności dłuży się, a najgłupsze i zarazem najbardziej oczywiste jest to, że tylko ja odnoszę takie wrażenie. Teraz ludzie jak zwykle się gdzieś spieszyli, ale był to typowy pośpiech przed burzą. Albowiem chmury już dawno nie czuły takiego triumfu z wygranej ze słońcem. Jeszcze, gdy siedziałem w autobusie, ludzie pochowani w swoich domach siedzieli na tapczanach i oglądali prognozę pogody, a teraz właśnie postanowili sobie wyjść na spacery pod parasolami. Pomyślałem, że to wcale nie jest dziwne, bo być może akurat czekali na burzę. Często osądzam ludzi nie biorąc pod uwagę wszystkich możliwości, wszystkich sytuacji. Postanowiłem olać deszcz i będąc w Rynku skręciłem w ulicę Jagiellońską, która prowadziła mnie na Planty. Wciąż doskwierała mi samotność.
Różne myśli wpadają człowiekowi do głowy przed burzą. Różne, a jeśli do tego jest sam, można się po nim spodziewać myśli doszczętnie beznadziejnych. Przyszło mi do głowy, że gdybym nosił ze sobą telefon komórkowy, może pewnego dnia podczas jednej z moich tradycyjnych i mimo tego wciąż uwielbionych przechadzek, zadzwoniłby do mnie jakiś znajomy i spytał, czy nie spotkałbym się z nim w jakiejś kawiarni. Wtedy zapewne odpowiedziałbym, że nie ma problemu i zaproponowałbym kawiarnię, do której akurat byłoby mi najbliżej. Gdybym miał przy sobie telefon podczas tego spaceru, gdybym właśnie umawiał się ze znajomym na konkretną godzinę, ściągnąłbym jeden z piorunów i zapewne zginąłbym na miejscu, bo niewielu osobom udało się przeżyć taki wypadek. Poza tym właśnie ujrzałem, jak wszystko na ułamek sekundy staje się tak oświetlone, jak za dnia, a po mniej-więcej czterech sekundach usłyszałem pierwszy grzmot. Gdybym był teraz tam, gdzie uderzył piorun, z jednym ze znajomych, oboje zginęlibyśmy na miejscu. Tak właśnie skończyły się moje przemyślenia na temat telefonów i znajomych. Czasem dobrze jest być samotnym człowiekiem.
Po półgodzinie stałem nad muszlą klozetową i wysikałem całe dwa kufle piwa. Piwo smakuje mi tylko wtedy, gdy nie przywiązuję do smaku zbyt wielkiej uwagi, bo albo z kimś rozmawiam, albo słucham czyichś opowiadań. Tak naprawdę nigdy nie rozkoszowałem się jego smakiem. Jednak weszło mi to w krew i od czasu do czasu lubię odpłynąć od codziennej kawy i herbaty. Wymyłem ręce samą tylko wodą i wyszedłem z łazienki. Zbliżała się dziewiąta wieczór, a ja już padałem z nóg. Moje zmęczenie nie miało żadnych podstaw, gdyż bardzo często spacerowałem dłużej, niż dziś i nie czułem się wyczerpany. Pomimo wczesnej pory położyłem się spać. Spałem niecałe dziesięć minut.

- Słucham. – odebrałem telefon, komórkowy. Ktoś zadzwonił, ale dopiero teraz.
- Czy rozmawiam z – usłyszałem znajomy kobiecy głos, ten głos rozpoznam zawsze i wszędzie.
- Tak. Skąd masz mój numer?
- Zamknij się, dobrze?! – odpowiedziała, jakbym w czymś jej przeszkodził zadając to pytanie.
- Słucham?
- Oj, pytałeś, skąd mam twój numer, tak? – zapytała miłym tonem.
- Owszem.
- Zanim tu przyjechałam, widziałam się z twoim wujkiem. Dał mi go przekonując, że może mi się przydać, kiedy tu będę.
- Jesteś w Sączu?
- Zamknij się, mówię!
- Po co dzwonisz? – straciłem już poczucie sensu tej rozmowy.
- Tutaj też nikt nie daje mi spokoju.
- Ok., odkładam słuchawkę. – dlatego uznałem, że któreś z nas powinno ją zakończyć.
- Zaraz! Przyjedź na dworzec PKP. Jestem tutaj.
- Za jakieś dwadzieścia minut możesz się mnie spodziewać.

Juka, bo tak mówiłem do niej za czasów naszej przyjaźni, przyjechała do Nowego Sącza. Wiedziałem, że będę musiał zaproponować jej nocleg, zresztą nie wyobrażałem sobie innego rozwiązania, w końcu kiedyś byliśmy ze sobą zżyci. Byłem ciekaw, czy zmieniła się od tamtej pory i co ją tu sprowadziło. Myślałem o tym dokładnie dwie minuty wpatrując się w telefon komórkowy, po czym podniosłem się z łóżka. Ściągnąłem ciemne dżinsy z krzesła, założyłem je, a potem zajrzałem do szafy. Nałożyłem na siebie pierwszą lepszą koszulę, w ciemności nie potrafiłem określić jej wyglądu. Niewiele mnie on obchodził, bo byłem coraz bardziej podekscytowany spotkaniem z Juką. Nie widzieliśmy się od prawie sześciu lat. I nie mieliśmy ze sobą żadnego kontaktu.
Kiedy przeprowadziłem się do Nowego Sącza, na początku mieszkałem u ciotki. Samotna kobieta nie miała nic przeciwko, bym zamieszkał u niej przez jakiś czas. A ja chciałem jak najszybciej zapomnieć o swoim rodzinnym mieście. Wyjechałem, bo po śmierci rodziców nie czułem żadnego przywiązania do tego miejsca. Doszedłem do wniosku, że skoro nie ma już ludzi, przez których miasto nazywałem „rodzinnym”, trzeba przestać je tak nazywać. Rodzice zostali pochowani tutaj.
Musiałem pojechać po Jukę autobusem, zresztą od trzech dni poruszałem się po mieście tylko autobusami. Nie, nie oddałem samochodu do naprawy. Chociaż coś musiało się zepsuć, skoro silnik zgasł, gdy wracałem z pracy. Wjeżdżałem już na parking osiedlowy, więc stwierdziłem, że to szczęście w nieszczęściu, dopchnąłem maszynę na najbliższe wolne stanowisko i postanowiłem jej przez jakiś czas nie używać. Teraz okazało się, że to był mój błąd, bo o tej porze 23-ka jeździ co 20 minut.
Siedziałem na przystanku. Ludzie często mówią, że nie myślą o niczym. A ja zawsze uważałem, że to nieprawda. Choćby to była najmniej istotna plamka na liściu, który leży na ziemi od zawsze, jeśli patrzymy na nią i zaprzątamy sobie głowę tym, jaki ma dziwny odcień brązu, albo, że ogonek jest prostopadły do tej plamki, to myślimy. Ale nie zdajemy sobie sprawy z tego, że myśli wypełniają naszą głowę bez przerwy.
Obserwowałem, jak starszy mężczyzna siedzący na drugim końcu ławeczki próbuje dosięgnąć za łopatkę wsuwając rękę pod sweter. W drugiej trzymał jakby wyprasowany bilet, bardzo lubiłem bilety sprawiające wrażenie wyprasowanych. I ludzi, którzy kasują takie bilety. Ba, wystarczy, że w ogóle je kasowali, a już zyskiwali w moich oczach. A po kilku minutach wysiadali z autobusu. Już zawsze będę ich doceniał, a oni nie będą o tym wiedzieli.
Jedna z kobiet, która właśnie wysiadła, też nie wiedziała, że zawsze już będę pamiętał ją, jako kobietę, która nie kupiła biletu.
A może jutro już o niej zapomnę?
Wszedłem do budynku, w którym, jak się spodziewałem, siedziała Juka. Juka zakryła swoje oczy dłońmi, jakby płakała, ale gdy już do niej podchodziłem, odsłoniła je i uśmiechnęła się do mnie, bynajmniej nie przez łzy. Dawno nie uśmiechała się do mnie.
- Cześć, mała. – powiedziałem. Uśmiechnęła się tak szczerze, jak małe dziecko. Tylko małe dzieci uśmiechają się tak prawdziwie, jak to zrobiła ona.

- Witaj! – odpowiedziała. W jej głosie nie było jednak tej radości. Zwykły, dorosły głos. Moje powitanie wydało mi się nie na miejscu.
- Kiedy przyjechałaś?
- Nie pamiętam już. Przytul mnie. – nie było w tych słowach żadnej prośby ani goryczy. Powiedziała to i sama mnie przytuliła. – Tyle lat, tyle lat. Jestem tutaj chyba już pół godziny.
- Wiesz, może chodźmy, bo dojście na nasz przystanek z twoim bagażem zajmie nam trochę czasu.
- Oj tak, trochę tego wzięłam. Zamierzam zostać u ciebie trochę dłużej. – powiadomiła mnie, po czym spojrzała na mnie przeszywającym wzrokiem. – Jeśli pozwolisz.
- Pozwalam.

Na przystanku czekaliśmy prawie dziesięć minut, z czego wynika, że nie musieliśmy się spieszyć. Zaczęliśmy rozmawiać dopiero w autobusie.
- Jak ci się tu wiedzie? – zapytała Juka.
- Całkiem dobrze się urządziłem, bo nie muszę się o nic martwić.
- To chyba jesteś szczęśliwy, bo zawsze tego się obawiałeś.
- Nie przeczę. Mam pracę, mieszkanie, niczego mi nie brakuje.
- Gdzie pracujesz?
- Jestem barmanem. Nie jest to szczytem moich marzeń, ale w wolnych chwilach pstrykam zdjęcia, a to już bardzo lubię.
- Pokażesz mi te zdjęcia?
- Jeśli je znajdę. – większość moich zdjęć ląduje na dnie jakiejś szafy, albo pożyczam je niektórym na wieczne nieoddanie. – A tobie jak się układało, zanim postanowiłaś tu przyjechać? – spytałem dla formalności.
- Postanowiłam tu przyjechać, wiesz?
- Domyślam się, że nie było różowo, ale możesz mi chyba o tym opowiedzieć…
- Mieszkałam sama. Po pewnym czasie zaczęły denerwować mnie sztućce i wzorki na talerzach.
- To cała twoja historia?
- Nie, na pewno nie. Gdy siedziałam sama za biurkiem w pracy, dziurkacz mnie przerażał.
- Wszystko jasne.
- Tak. Na kolejnym przystanku wysiadamy, prawda?
- Prawda. – nie pytałem, skąd wie. Pewnie wujek dał jej adres i jakoś się zorientowała w terenie. Zawsze była bardzo samodzielna i trzeźwo myślała.
Wysiedliśmy już i poszliśmy prosto do mojego mieszkania. Gdy doszliśmy na miejsce, Juka zapytała, czy może wziąć prysznic. Powiedziałem wytartym już „czuj się, jak u siebie” i poszedłem do kuchni, by zrobić jej herbatę. Podczas, gdy woda się gotowała, otworzyłem małą szafkę i znalazłem delicje, które będzie mogła do niej przegryźć. Gdy zaparzyłem herbatę, poczułem jej zapach i postanowiłem, że też się jej napiję. Chwyciłem kubek i powędrowałem do okna, by zasłonić żaluzje. Oparłem się o parapet i czekałem na Jukę jeszcze około dziesięciu minut. Bałem się, że herbata wystygnie, zanim Juka w ogóle wejdzie do kuchni, ale pijąc ją, Juka powiedziała, że pierwszy raz od dawna pije prawdziwą ciepłą herbatę.

[C.D.N.]
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
   

Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group